- Sakura powiedziała, że jest w piątek impreza.
Nareszcie zobaczysz, jak wyglądają u nas zabawy! – Uzumaki, odkąd tylko
wrócili, cały czas trąbił wszem i wobec o nadchodzącym wydarzeniu. Czarnowłosy
miał już planów na piątkowy wieczór po dziurki w nosie, chociaż nic się jeszcze
nie zaczęło. Nie podobała mu się ta cała Sakura. Pomijając walory zewnętrzne,
chociaż on i tak nie tknąłby ją nawet kijem od szczotki, całe jej to dziewczęce
chichotanie i wyzywający głosik wywoływały w nim najgorsze instynkty. Już na
pierwszy rzut oka było widać, jaka z niej jest tak naprawdę dziewczyna. Nie
rozumiał tylko, dlaczego Naruto tak bardzo wydawał się być na to wszystko
ślepy.
Uchiha odnosił też dziwne wrażenie, że różowowłosa w dość oczywisty sposób
flirtowała z Uzumakim. Nie wiedział tylko, czy to wszystko było dla zabawy czy
może żałowała swojego wyboru w przeszłości i miała nadzieję na drugą szansę. Ale
nie dostanie jej. Ani niczego innego. W każdym razie on na pewno do tego nie
dopuści.
Jednak bardziej niż o różowowłosą kokietkę martwił się o domysły pewnego
starego zboczeńca, który zwykł się nazywać
przyjacielem babci Uzumakiego. Uchiha od ładnych kilku miesięcy miał pewne
dziwne myśli. Każdy czasem ulega takiemu zjawisku, ale Sasuke czuł, że za jego
myślami kryło się coś niepokojącego, coś, co nie podchodziło już pod myślenie o
niebieskich migdałach, dlatego usilnie spychał je na bok. Jednak drobna aluzja
wystarczyła, aby obudzić cały proces myślowy ponownie. Tym razem było trochę
inaczej. Tym razem wiedział o tym ktoś jeszcze. A on nie był jeszcze na to
gotowy. I nie wiedział, czy w ogóle kiedyś będzie.
Nagle poczuł lekkie uderzenie w ramię.
- Sasuke, ty mnie w ogóle nie słuchasz! – krzyknął oburzony blondyn.
- Gdybym słuchał wszystkiego, co mówisz, traciłbym o wiele więcej czasu.
- Draniu! To ja przed tobą ukazuję swoje wnętrze i zaprzyjaźniam się z takim
aroganckim bucem, wbrew zdrowemu rozsądkowi, że zanudzisz mnie na śmierć, jeśli
wcześniej nie rozszarpią mnie ludzie, których denerwujesz, a ty nie potrafisz
nawet tego docenić. Jak zwykle wszystko musisz utrudniać. – Uchiha wiedział, że Naruto mówił to
wszystko w żartobliwym tonie, ale jakoś tym razem odebrał to bardziej do siebie
niż zwykle. Nie żeby nie wiedział, dlaczego tak się stało.
- I kto tu wszystko utrudnia, młocie – powiedział, jednak tę wypowiedź
usłyszały tylko jego własne uszy, ponieważ blondyn znajdował się już w innym
pomieszczaniu.
***
Kiedy Uchiha zwlekł się z łóżka następnego dnia, okazało się, że jest już po
południu. W nocy znowu długo przewracał się z boku na bok, a zasnąć udało mu
się dopiero nad ranem, dlatego też nie zdziwił się tym zbytnio. Blondyn od jakiegoś czasu biegał sobie wokół lady w
sklepie Tsunade i już za kilka godzin miał wrócić do mieszkania. Nie mając nic innego do roboty, brunet
postanowił przygotować obiad zmęczonemu przyjacielowi, który cały dzień stoi na
nogach, aby dziwni wiejscy ludzie mogli zaspokoić swoje wszelkie potrzeby,
nawet takie jak godzinna rozmowa z blondynem, aby zrobić większy tłum i wprawić
czekających w kolejce w zdenerwowanie. Gdyby to Uchiha tak zajmował mu czas
podczas pracy, niebieskooki zignorowałby go po kilku minutach, wracając do obowiązków, ale oczywiście ludzie ze wsi najwidoczniej
mają większe przywileje.
Kuchnia Tsunade skrywała w sobie wiele tajemnic. Brunet od początku twierdził, że to przykładna pani
domu, a grzebiąc po wszystkich szafkach, aby znaleźć inne niż podstawowe
składniki kulinarne, tylko się w tym upewnił.
W pewnym momencie poczuł się jak świeżo upieczona żona, która przygotowuje
posiłek dla swojego ciężko pracującego męża. Ta wizja trochę go odstraszyła,
ale tłumaczył sobie, że Uzumaki musi raz
na jakiś czas zjeść coś porządnego.
***
- Draniu, nie uwierzysz, kogo spotkałem w sklepie! – krzyknął blondyn, wchodząc
do domu. Zdjął buty i wszedł do kuchni.
– Sasuke? – Jego oczom ukazał się brunet intensywnie mieszający coś w
baniaku, a na stole stało świeżo upieczone ciasto z prawdopodobnie malinami,
jak na szybko ocenił. – Co się dzieje?
- Raz na jakiś czas powinieneś zjeść coś normalnego – odpowiedział czarnowłosy swoim, dobrze znanym Uzumakiemu,
spokojnym tonem. Blondyn przez dłuższą chwilę nie wydał z siebie żadnego,
dźwięku przypominającego ludzką mowę, ale za to zagłuszył ciszę, którą
delektował się wcześniej Uchiha, swoim szaleńczym śmiechem. Brunet nie przyjął się tym zbytnio. Blondyn
miał swoje dziwne momenty, w którym przez dłuższą chwilę śmiał się sam do
siebie jak jakiś psychopata, a potem mu przechodziło. Tak było też tym
razem. – Gdzie z łapami do ciasta przed obiadem!
Idź umyj ręce, młocie – Uzumaki po tych słowach znowu wpadł w swój
charakterystyczny rodzaj śmiechu, ale na szczęście posłusznie udał się do
łazienki i uszy czarnowłosego odpoczęły.
***
- Myślałem, że chcesz być miły, a ty gotujesz mi obiad, abym nie zdechł z
powodu braku jakiś witaminy czy czegoś takiego, bo już wtedy nikt nie będzie
cię lubił. To nazywa się brokuł, prawda? – zapytał pokazując różyczkę warzywa
przyjacielowi, po czym pochłonął ją w całości, przeżuł i przełknął. – Możesz spać spokojnie. Teraz już cię nie
opuszczę przez długi czas, a przynajmniej dopóki ta zielenina ze mnie nie
wyjdzie.
- Młocie, kto tu teraz nie potrafi kogo docenić.
- Patrzę realnie, draniu. Jesteś miły, jak coś chcesz. Ciekawe, co kosztuje aż
obiad zrobiony rękami panicza Uchihy. Boże, upiekłeś nawet ciasto! Jeszcze
świece i pomyślałbym, że mnie podrywasz.
- W sumie znalazłem w szafce ciekawe świeczki. Takie na wzór traktorów i
samochodzików. Może kojarzysz? – zapytał rozbawiony brunet. Uzumakiemu trochę
zajęło skojarzenie faktów.
- Draniu, każdy był kiedyś młody! Nigdy nie chciałeś mieć takich świeczek na
torcie?
- Chyba nigdy nie byłem, aż tak „młody” – odpowiedział czarnowłosy. Od razu
przypomniał sobie o własnych urodzinach. Na kolorowe samochodziki nie było na
nich miejsca. Wszystkie odbyły się w bardzo uroczystym wydaniu. Rezerwowanie
sali miało miejsce już kilka miesięcy wcześniej. Obowiązywał elegancki strój,
więc co roku zostawał zmuszony do ubrania garnituru, a tego szczerze nie
znosił. Ale chyba najbardziej miał dość tych wszystkich sztucznych uśmiechów i
życzeń, które tylko wpuszczał jednym uchem, a drugim pozwalał im wyjść.
Wiedział, że to jest kolejne przyjęcie, aby podkreślić, kto jest ważny. Jego urodziny to po prostu dodatkowa okazja.
- Dobra, Uchiha, skoro potrafisz być taki romantyczny, to ja też będę na tyle
wyrozumiały, aby zaprezentować ci moje ulubione miejsce w tej wiosce – przerwał
rozmyślania czarnowłosego, po czym
otworzył lodówkę i wyjął z niej kilka piw. – Co powiesz na małe before
party w moim sekretnym zakątku? – Pomachał mu przed oczami dzisiejszym zakupem
z półki dla dorosłych mieszkańców miasteczka.
- Before party brzmi dobrze. Bardziej mnie martwi ten sekretny zakątek.
- Oj, musisz być zawsze do wszystkiego tak sceptycznie nastawiony – przewrócił
oczami blondyn i udał się w kierunku wyjścia, wcześniej ubierając jeszcze
dodatkową warstwę odzienia w postaci bluzy, która wisiała na krześle. Brunet bez słowa podążył za
przyjacielem. Także narzucił na siebie jeszcze marynarkę z przedpokoju, bo pod
wieczór zrobiło się zdecydowanie zimniej i wyszedł na zewnątrz.
- Prowadź.
– Niebieskooki zaśmiał się pod nosem na widok zmarszczonego nosa kolegi.
Bardzo dobrze znał ten widok. Sasuke przez większość czasu miał dokładnie taką
minę. Może kiedyś by się tym jeszcze przejął, ale teraz już wiedział, że
czarnowłosy po prostu taki jest. Lubi sobie ponarzekać i pozachowywać dostojnie
jak na panicza przystało. Pamiętał, że
pierwszy raz dane mu było przyjąć tę część Sasuke jako nieodłączny element jego
charakteru podczas zadania z programowania, kiedy to pisali razem kontener. Coś
tam się ciągle wykrzaczało, a brunet przez te dobre kilka godzin miał właśnie
brwi ułożone w kształcie wyrażającym
irytację. I mimo, że strasznie z tego powodu chciało mu się cały czas
śmiać, starał się zachować kamienną powagę i przy tym grobową ciszę, aby tylko
nie stać się przypadkową pierwszą ofiarą przyjaciela. Pamiętał też, że po wielu
poszukiwaniach Uchiha w końcu znalazł błąd, ale najbardziej utkwił mu w głowie
ten uśmiech, który posłał mu wtedy zamykając laptopa. Szczęśliwy Sasuke to
naprawdę piękny widok. Chociaż do naburmuszonego gbura też już się
przyzwyczaił.
Kiedy dotarli do czegoś drewnianego, co prawdopodobnie było jakąś szopą lub
stodołą, Uzumaki wszedł po drabinie na górę.
- Tak czułem, że sekretny zakątek brzmi podejrzanie – powiedział czarnowłosy,
wdrapując się za przyjacielem. Gdy zajrzał do środka, niebieskooki leżał już na
prasce siana i obserwował zachodzące słońce z dużej dziury z drugiej strony
dachu.
- Ładnie, nie? – zapytał blondyn, podając mu jedną butelkę otwartego już piwa.
Uchiha usiadł obok kolegi i zerknął na widok na zewnątrz. Przed oczami malowała
mu się cała okolica. Działka Tsunade znajdowała się na niewielkim wzniesieniu i
dzięki temu w zasięgu ich wzroku było teraz niemalże całe miasteczko.
Czarnowłosy dostrzegł w oddali małe jeziorko, w którym odbijało się, po raz
ostatni dzisiejszego dnia, słońce. Obserwował je przez dłuższą chwilę, a
przynajmniej na tyle długo, aby naturalne światło zdążyło schować się za
horyzontem. Dopiero teraz zaczął zastanawiać się, dlaczego Uzumaki podejrzanie
milczy aż tak długo. To zupełnie nie było w jego stylu.
- Młocie, żyjesz? – zapytał, szturchając go w lewy bok. Po wpływem lekkiego
uderzenia, niebieskooki przebudził się ze swojej kilkuminutowej drzemki,
ziewając przy tym tak mocno, że Uchiha bez problemu mógł policzyć wszystkiego
jego zęby. – Wystarczy kilka godzin
pracy i dwa piwa, a ty już zasypiasz w stodole na sianie.
- Oj tak jakoś wyszło, draniu. Jak ci się podoba moje miejsce?
- Jakbym cię nie znał, pomyślałbym, że zaciągnąłeś mnie tutaj w niecnych
celach. No wiesz, zachód słońca, alkohol, siano..
- Może tak było. No już, rozbieraj się. Niech moje starania nie idą na marne.
- Skoro chcesz. – Uchiha postanowił pociągnąć tę grę nieco dalej. Szczególnie,
że lubił te krótkie momenty, w których pozwalali sobie na dwuznaczności. Zaczął zdejmować marynarkę, ale zatrzymała go ręka przyjaciela.
- Dobra, stop! Wracajmy! Najwidoczniej
alkohol nie jest dla wszystkich, skoro aż tak na ciebie wpływa. – przerwał
niebieskooki, oddając fragment garderoby, który trafił w jego ręce,
właścicielowi. – Lepiej zejdź pierwszy, zanim kompletnie uderzy Ci do głowy. –
Czarnowłosy, rozbawiony sytuacją, nie powiedział nic więcej i zmierzył się
z drabiną po raz drugi. Schodzenie po niej zdecydowanie nie należało do jego
ulubionych czynności, ale na szczęście Uzumaki oświetlał mu stopnie telefonem z
góry. Po znalezieniu się na dole, sam uruchomił swoją mobilną latarkę, aby
ułatwić powrót na suchy ląd blondynowi. Kiedy niebieskooki był już prawie na
ostatnim szczeblu, zachwiał się lekko i oderwał od drabiny. Brunet w mgnieniu
oka ustawił się tak, aby złapać przyjaciela, jednak pod wpływem ciężaru obaj
wylądowali na ziemi. Na sobie. A wargi Naruto znajdowały się na tych uchihowskich.
Hej,
OdpowiedzUsuńtak miałam podejrzenia, że ten "uroczy zakątek" to stodoła i sianko, ach szkoda, że Naruto tak szybko przerwał Sasuke, i obiadek i ciasto zrobił, no i ich pocałunek, jak Sasuke zareaguje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia