14.02.2010

OneShot (SasuNaru) Kto wie..

        Uwagi:
  • pairing: standardowo SasuNaru
  • cytaty to fragmenty piosenki De Su - Kto wie czy za rogiem
  • niepoprawiane! - zrobię to w niedalekiej przyszłości

Niejeden z nas czasami robi jakiś błąd,
Czasem się zdarza dwa razy pod rząd
Ufa tym co nie warci ufania,
Kocha tych co nie warci kochania.


    Pewien czarnowłosy młodzieniec bardzo śpieszył się do szkoły. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie był spóźniony. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Tylko dlaczego akurat dzisiaj? Tego nie wiedział.
Jadł śniadanie w biegu, równocześnie ubierając cienką kurtkę. Był luty, ale na szczęście dosyć ciepły, aby nie inwestować niepotrzebnie w grube rękawice, płaszcze i czapki, no i oczywiście kalesony. Nasz chłopak bardzo lubił zimę. Sam urodził się w styczniu. Szczerze mówiąc, była to jego ulubiona pora roku. Na ulicach nie mijało się „głupich” dzieci, które idąc do szkoły musiały zerwać kwiaty z przynajmniej pół okolicy, ciesząc się przy tym nieznośnie. Po drugie, dziewczyny ubierały na siebie więcej, niż w porze letniej, gdzie panował zwyczaj „im mniej, tym lepiej”. Nie cierpiał takich kobiet. Były zbyt otwarte i puste. Nie rozumiał, co jego koledzy w nich widzą. Dla niego zachowywały się jak przyszłościowe pracownice burdelów.
Tak więc ciemnooki młodzieniec lubił zimę, ale dzisiejszy dzień przyprawiał go o zawroty głowy. Zastanawiał się, czy aby na pewno chce iść do szkoły. Równie dobrze mógł udać chorobę lub inną rzecz, niepozwalającą mu  ruszyć 
się z domu. Na sam widok kalendarza czuł,że robi mu się słabo. Przed wyjściem popatrzył jeszcze raz na niego z nadzieją. Niestety dalej widział ten sam napis - 14 LUTY Walentynki. Mocno trzasnął drzwiami i udał się do swojego czarnego BMW, którego sam dźwięk przyprawiał płeć piękną o dreszcze i szybsze bicie serca. Wsiadł za kierownicę, przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył do szkoły. Jechał dosyć szybko. W końcu i tak był spóźniony. Gdy zobaczył mury budynku, do którego zdążał, zaparkował swoje cacko na pierwszym pobliskim parkingu.Wysiadając z samochodu zauważył serca na wejściowych drzwiach. Skrzywił się na samą myśl, o wnętrzu szkoły, ale należał do odważnych osób, więc bez cienia strachu zaszedł do szatni, rozglądając się dookoła. Widocznie dziewczyny się nie nudziły. Na wszystkich ścianach wisiały jakieś ozdoby w kształcie serca, a przed każdymi drzwiami zaczepiona była jemioła.Ciarki przeszły go po plecach, bo dobrze wiedział, że większość płci pięknej czeka właśnie na niego i liczy na coś więcej pod jemiołą. Na szczęście teraz odbywały się lekcje i nikogo nie było na korytarzu. Powoli zaczynał cieszyć się ze swojego spóźnienia. I z takimi mieszanymi uczuciami wszedł do klasy, gdzie nauczyciel już kontynuował swoją czterdziestopięcio minutową paplaninę. 

-Przepraszam za spóźnienie - powiedział i usiadł na swoje miejsce, w ostatniej ławce. Lubił właśnie ten stolik, gdyż z niego jego wzrok ogarniał wszystkich.

- Nic nie szkodzi, ale mam nadzieję, że więcej się to nie powtórzy - odparł nauczyciel i po chwili wrócił do tłumaczenia, czym to różni się jego lekcja od przerwy, bo miał już dość szumu w klasie. Niestety nie należał do „szanowanych” przez swoich podopiecznych. Tak więc widząc,że jego prośby nic nie dają kontynuował swoją wypowiedź o dzisiejszej lekcji, wychodząc z wnioskiem, kto chce, niech słucha.

-Witaj, śpiąca królewno. Kto jest tym pechowcem i obudził ciebie słodkim pocałunkiem, zmuszając nas tym samym do oglądania twojej twarzy przez cały dzień? - zapytał Uzumaki, wróg numer jeden. Od kiedy pamiętał, zawsze się kłócili, teraz już nawet nie wiedział, co dokładnie. Po prostu ten wrzeszczący bachor zawsze wchodził mu w drogę. Całą swoją osobą starał się wyprowadzić go z równowagi. Na szczęście, nasz bohater zaliczał się do osób cierpliwych i spokojnych, zupełne przeciwieństwo Uzumakiego, który był wybuchowy i zawsze znajdował się tam, gdzie trzeba coś zmalować. Ledwo zdał do drugiej klasy liceum, a czarnowłosy młodzieniec był najlepszym uczniem w szkole.

- Mój wybawca szybko się gdzieś zmył, ale skąd ty o tym wszystkim wiesz, co? - zażartował. Zmieszany blondynek więcej się nie odezwał. Zachowanie kolegi rozbawiło go troszkę i zaśmiał się w duchu. Nagle usłyszał swoje imię w ustach nauczyciela.

- Sasuke, powiedz nam, co to jest efekt cieplarniany i co go spowodowało, bo już dłużej nie wytrzymam. Zupełnie nie wiem jak wasza klasa znalazła się w liceum. - Czarnowłosy odpowiedział poprawnie na jego pytanie,wymieniając jakby dobrze wyuczoną regułkę.

- Dziękuję. Ratujesz honor naszej szkoły.

- Wybawca się znalazł - powiedział głośno niebieskooki.

- To może pan Uzumaki powtórzy wypowiedź kolegi? - zapytał nauczyciel, ale niestety odpowiedziało mu tylko przestraszone spojrzenie. I tak minęła pierwsza lekcja chemii.
Sasuke usłyszawszy dzwonek szybko wybiegł pierwszy, aby jakiejś dziewczynie nie zechciało się na niego czekać pod jemiołą. Gdy wyszedł na korytarz, dopadł go tłum jego fanek z innych klas, a jakby tego było mało, każda miała w ręku walentynkę zaadresowaną właśnie do niego. Chcąc jak najszybciej przejść, wziął wszystkie karteczki i włożył do plecaka, po czym pobiegł pod następną klasę, gdzie miała się odbyć kolejna lekcja. Usiadł przy ścianie z nadzieją chwili spokoju, który niestety nie nadszedł.

- Teraz Śpiąca Królewna przemieniła się w Kopciuszka i ucieka od swoich książąt? - do jego uszy dotarł dobrze znany melodyjny głos, po którym ciarki przeszły mu po plecach. Nie zastanawiał się jednak dlaczego.

- A ty co, kolejny z nich? Czy może wstrętna macocha?

- Spadaj. Na żartach się nie znasz. O,
 zobacz, kto tu idzie! Ej, dziewczyny tu jestem, chodźcie do mnie! - krzyknął blondyn w stronę nadciągającego tłumu. Niestety, bardzo się pomylił. Wszystkie zmierzały w jego kierunku, ale nie do jego osoby. Stanęły nad Uchihą, usiłując wręczyć mu walentynkę lub umówić się na randkę, ale on spławił je wszystkie. Mimo to Naruto poczuł się urażony i gorszy. Tak było zawsze. Nikt na niego nie zwracał uwagi. Od początku jego edukacji olewano go, co sprawiało mu ogromny ból, ale nie dał po sobie tego poznać. Starał się za wszelką cenę zabłysnąć. Nie koniecznie pozytywnie. Mimo jego starań nadal był nikim. Wszyscy nie zauważali takiego Uzumakiego, a on pragnął tylko przyjaźni, nic więcej. I teraz kiedy znowu czuł się niepotrzebny, do jego oczów zaczęły cisnąć się łzy. Na szczęście szybko wytarł je rękawem, nie pozwalając wydostać się spod powiek. Nie czekając, odszedł. Myślał, że nikt tego nie zauważył, tak jak zawsze. Nawet nie wiedział, jak się pomylił. Pewien czarnowłosy młodzieniec był inny od wszystkich. Może dlatego tak łatwo przyszło mu ujrzeć prawdziwą twarz jego kolegi z klasy, tej, której nikt nie mógł zobaczyć i nie widział. I nie wiedział, czemu na ten widok serce ścisnęło go bardzo mocno, a po ciele rozeszło się uczucie bólu. Tego dnia nie zobaczył już więcej w szkole Uzumakiego, spotkał siedemnaście nachalnych dziewczyn, które starały się zaciągnąć jego boską osobę pod jemiołę, dla odczepki pocałował w policzek jakieś pięć, które chodziły potem z głową w chmurach całe popołudnie i dostał jakieś ponad  trzysta walentynek. To i tak mało. W tamtym roku było ich czterysta trzydzieści trzy, co stwierdził jego starszy brat, dokładnie licząc karteczki. Tak więc jak wrócił do domu, był tam już Itachi, który, przygotowawszy obiad, tylko czekał, aby przeczytać kolejną korespondencje Sasuke. Młodszy, wiedząc o co mu chodzi, podał mu plecak. Ten natomiast wysypał zawartość na stół razem z książkami i zaczął czytać na głos.

-
Moja Walentynko. Powiem Ci coś w sekrecie - tak jak ja Cię kocham, nie kocha Cię nikt na świecie. Ino Kolejna udająca tajemniczą. Jaki to sekret - skomentował pierwszą.

-
Moje serce zakochane, tylko Tobie jest oddane. Daj mi teraz serce Twoje -będzie nas szczęśliwych dwoje. Ten Ten. Znalazła się optymistka. - Sasuke skrzywił się na myśl o tym szczęściu i po chwili dalej konsumował obiad.

-
Imię moje - kocham Cię. A nazwisko - domyśl się. Moegi. No rzeczywiście trzeba się domyślać, skoro się podpisała.

-
Dziś moich szczerych uczuć dowody przesyłam Tobie w zimowe chłody. Tysiąc całusów, bo mocno wierzę, że i Ty także kochasz mnie szczerze. Sakura. Kolejna żyjąca własnym światem.

-
Choćby mróz mi uszy mroził, choćby mi ktoś palcem groził, choćby mnie trzymano o wodzie i chlebie, nie braknie w mym sercu miłości do Ciebie. Tobie więc wysyłam całusów tysiące - do nich dziś dodaję serce me gorące. Temari. Znalazła się twarda sztuka. O, to jest ładne. Posłuchaj.

-
Życzę Ci na walentynki, aby pokochała Ciebie osoba nie dla zalet, ale mimo Twoich wad. Wow! Chyba twój fanclub się zmniejsza. - Młodszy z braci wyrwał kartkę walentynkową. Prześledził wzrokiem tekst i zastanawiał się, kto mógł mu wręczyć coś takiego. Nagle przypomniał sobie zapłakanego Naruto, który cały dzień nie pokazywał mu się więcej na oczy. Miał dziwne wrażenie, że coś go łączy z tą walentynką. Ścisnął w ręku papier, zastanawiając się nas nadawcą. 

Jeśli zrobisz ten właściwy krok
Za nim znów upłynie życia rok
To wszystko będzie tak jak trzeba
Z udziałem lub bez udziału nieba

Czarnowłosy zjadłszy obiad, ubrał swoją seksowną, czarną kurtkę i poszedł odpalać BMW. Jak zawsze, przekręcił kluczyk, po czym auto ruszyło. Wiedział już, gdzie pojedzie. Kiedyś, spacerując tamtą okolicą, widział, do jakiego bloku wchodzi. Nie lubił zapuszczać się w te tereny, ale czego nie robi się dla spokoju sumienia. Gdy znalazł się na ubogiej dzielnicy, wysiadł z samochodu, uprzednio zamknąwszy go na klucz. W końcu tutaj nic nie wiadomo. Nagle przed nim przebiegło jakieś dziecko w podartych ubraniach, całe brudne i jeszcze do tego bose. Aż coś go ścisnęło za gardło. Już współczuł Uzumakiemu. Podchodząc do bloku, przeczytał nazwisko swojego kolegi i podążył pod wyznaczony numer. Niestety okazał się mieszkać na ostatnim piętrze, a w owym budynku nie było windy, tak więc chcąc nie chcąc, czarnowłosy musiał iść schodami. Gdy zmęczony dotarł na górę, zapukał. 

- Kiba, mówiłem ci, że nie wychodzę na żadne piwo - odezwał się blondyn, otwierając drzwi. Spostrzegłszy innego gościa, wpadł w lekkie osłupienie. Nie dlatego, że nie był nim Inuzuka, ale stał przed nim sam wielki pan Uchiha, który miał zawsze to wszystko, co przez wiele lat starał się osiągnąć.

- Nie mam piwa - odpowiedział ciemnooki na szokujący wzrok.

- Co ty tu robisz? - zapytał mieszkaniec tego budynku.

- Możemy pogadać?

- Dobra. Wejdź - przepuścił gościa w drzwiach i wskazał na niewielką, starą kanapę. Sam udał się do kuchni po coś do picia. Po chwili wrócił z dwoma szklankami soku.

- A więc co cię do mnie sprowadza? - zapytał.

- Chciałem cię przeprosić.

- Uuu... Czy powinienem to gdzieś nagrać? Ty mnie przepraszasz? A mogę poznać chociaż powód, za który miałbym się obrazić?

- Za to dzisiaj w szkole.

- Przecież nic nie zrobiłeś.

- Wiem, że nic nie zrobiłem, ale czuję, że powinienem przeprosić.

- Przeprosiłeś, coś jeszcze chcesz? Jak nie, to możesz sobie już iść.

- Dlaczego się tak zachowujesz? Nie widzę powodu, abyś mnie wyganiał.

- Chcesz widzieć dlaczego? Dlatego, że jesteś takim skończonym draniem! Normalnie chodzący ideał, tylko dlaczego nikt nie dostrzega twoich wad? Dlatego, że możesz mieć wszystko, a masz to wszystko w dupie! - wykrzyczał Uzumaki, a jego brwi cały czas drgały w nerwowym tempie. - Za to, co dzisiaj powiedziała do mnie Sakura! Że jestem zwykłym śmieciem i nie dorastam ci do pięt! Że ty jesteś boski, a ja? Ja nie powinienem istnieć! - Ta wypowiedź zszokowała Uchihę. Nie spodziewał się takiego czegoś po Uzumakim. Zawsze wydawał się wesoły i nieprzejmujący się żadnymi problemami. Nie wiedział, jak ma się zachować. Chciał jakoś uspokoić kolegę, a że zawsze robił to co chciał, nie zwracając przy tym uwagę na innych, którzy to potępiali (ale na ogół wszyscy go wielbili), podszedł do kolegi i delikatnie przesunął ręką po jego ramieniu. Kiedy nerwowe drżenie ustało, zamierzał zabrać swoją dłoń, ale Uzumaki położył na niej swoją własną. Poczuł, że jest komuś potrzebny. Takie dziwne ciepło towarzyszyło mu pierwszy raz od śmierci jego rodziców. I czas jakby się dla nich zatrzymał. Nagle nie wiadomo skąd i jak znalazła się nad nimi jemioła.

- Słowo daję, że jej tu nie wieszałem. Nie mam pojęcia, co ona tu robi.

- Ja też wcześniej jej nie zauważyłem.

- Czy myślisz, że to magia?

- Może, kto wie, ale na razie musimy chyba coś zrobić. - Czarnowłosy nigdy nie zastanawiał się nad swoją orientacją, bo nigdy nikt mu się nie podobał, ale nie interesowała go opinia innych. Dlatego nie miał żadnych powstrzymań. Pocałował Naruto delikatnie w usta, a nie zauważywszy sprzeciwu, wsunął swój język głębiej. Po chwili blondynek również dołączył do zabawy. Teraz całowali się bardzo namiętnie. Gdy zabrakło im tchu, oderwali się na chwilę, nadal przytuleni.

- Sasuke, co to ma znaczyć?

- Nie wiem, ale to coś mi się podoba, a tobie?

- Czy ty, aby na pewno wiesz co robisz i przede wszystkim z kim?

-  To chyba magia walentynek, nie sądzisz? - zapytał, po czym ponownie przylgnął wargami do niebieskookiego chłopaka. Tym razem nie odbyło się bez większych ekscesów. Uchiha wsunął dłonie za koszulkę blondynowi pogłębiając pocałunek i popchnął go na kanapę, a sam usadowił się na nim, dalej całując. Złotowłosy nie pozostawał mu dłużny. Zwinnie ściągnął czarny T-shirt ciemnookiego. Teraz to już w pół rozebrany Sasuke leżał na mniejszym chłopcu i właśnie pozbywał się z niego bluzki. Po chwili znalazła się na podłodze, a za nią poleciały spodnie. Gdy zabrakło im tchu oderwali się od siebie.

- Czy to tylko dzisiaj? - zapytał Uzumaki.

- Nie tylko - odpowiedział onyksowooki, całując delikatnie szyję blondyna, pozostawiając mały ślad swoich działań.

A kto wie czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem
I warto mieć marzenia
Doczekać ich spełnienia.
Kto wie czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem
Nie obserwują zdarzeń
I nie spełniają marzeń
Kto wie, kto wie...

1 komentarz:

  1. "- Nigdy nie myślałem, że właśnie Ty będziesz moją pierwszą miłością.

    - Chyba nikt tak by nie pomyślał."
    Mylą się Yaoistki pomyślały! ;p Przeczytałam chyba wszystkie twoje notki i bardzo mnie zaciekawiły. :3
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
    http://innanaruto.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń